Duże oczekiwania towarzyszyly pełnometrażowemu filmowi z serii “Czarne lustro”. No i w końcu doczekaliśmy się. Netflix wypuścił pierwszy film, który pozwala sterować widzowi przebiegiem akcji. Ale czy na pewno o taki efekt chodziło?
Bandersnatch – co mówi sieć?
Oczywiście fanów “Czarnego lustra” jest od groma, zatem już po premierze w sieci zaroiło się od komentarzy. I tak jak to w życiu bywa, jednym się podobało, innym trochę mniej. Jednym słowem, aby mieć opinię, trzeba samodzielnie obejrzeć i tyle. Zwłaszcza, że ja jako widz miałam możliwość sterowaniem wyborami bohatera.
Pierwsze możliwości wyboru były dość rozczarowujące, bowiem powiedzcie sami – jaki wpływ na dalsze losy filmowej postaci ma wybór na śniadanie płatków Kellogs, albo cukrowych? Pojawiła się zatem myśl, że reżyser poszedł na łatwiznę, bowiem żadna z tych odpowiedzi nie mogła zmienić akcji. Im dalej, tym bardziej dziwnie się robiło.

Czy moje wybory cokolwiek znaczą?
Prawda starą jak świat jest przekonanie, że historia tworzona jest nie tylko przez autora, ale też przez wyobraźnię widza. Interaktywość nie jest też nam obca, jeśli graliśmy kiedykolwiek w gry komputerowe.
Jako widz “Bandersnatcha” testowałam różne odpowiedzi, ale w rzeczywistości czułam się sama zmanipulowana – jeśli nie wybrałam tej bardziej oczywistej, prędzej czy później musiałam ją wybrać, bo reżyser tak mnie nakierowywał. Albo oglądanie tego samego epizodu w nieskończoność, w zależności od tego czy bohater nakrzyczy na ojca, czy rzuci w niego popielniczką…
Czy powinien pójść do gabinetu psychoterapeutki, czy śledzić charyzmatycznego kolegę z pracy – Colina?
Jako widz otrzymałam pojedyncze chwile decyzyjności. Jakoś trudno mi się było poczuć częścią całej historii, a tym bardziej wczuć się w losy bohatera i poczuć do niego empatię. Cała ta interaktywność i odpowiedzi wydały mi się nieco prymitywne i niedopracowane jeszcze.

Dziwny to film, muszę przyznać. Ale i ważny, aby przekonać się, że w tym oto kierunku zmierza nasz technologiczny świat. Już nie tylko goggle i aplikacje na smartfony znają nas lepiej od nas samych. Telewizja typu Netflix także może budować ofertę indywidualną skierowaną do nas w oparciu o nasze nawyki i upodobania. Twórcy Bandersnatcha niestety jeszcze mocno okazali się ograniczeni technologią i fabułą. Filmowi jeszcze daleko do bycia grą, a widzowi daleko do gracza, który steruje losami bohatera. Ale krok pierwszy został postawiony.
Czarne lustro dziełem przełomowym?
Wbrew optymistycznym oczekiwaniom, nie jest. Ale nic w tym złego, twórcy sami zdają sobie z tego sprawę. Widz nie dokonuje sam wyborów, uczestnicząc w całym procesie twórczym. Właściwie to prowadzony jest za rękę przez meandry możliwych scenariuszy i zakończeń. Wbrew pozorom, każdy inny film jest bardziej interaktywny niż Bandersnatch. Nie byłam w stanie wczuć się w losy bohatera, przez to, że ciągle byłam wyrywana z fabuły i zmuszana do oglądania sceny początkowej. Trudno tu zatem mówić o więzi.
Nie chciałam też nic wiedzieć o matce bohatera (domyślałam się, że zginęła ale chciałam spróbować jak reżyser wybrnął z problemu, kiedy widz nie będzie chciał brnąć w przeszłość). Niestety, zostałam zmuszona do “porozmawiania o matce”. Doszłam do momentu, że nie było innej opcji odpowiedzi, aby akcja poszła dalej.

Jedna odpowiedź do “Bandersnatch – pierwszy interaktywny film Netflixa. Dlaczego czuję się trochę nabrana”