“Barbie” film, za który specjaliści od marketingu powinni dostać zdecydowaną podwyżkę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio było tak głośno o tego typu produkcji. Produkcji lekkiej i przyjemnej, w sam raz na lato. Jak widać, róż i temat Barbie jest bardzo wdzięczny i wciąż na czasie. Amerykańsko-brytyjska komedia fantasy to obowiązkowy punkt do obejrzenia w wakacje. Margot Robbie i Ryan Gosling w obsadzie – to zdecydowanie przyciąga!
Barbie to nie jest film dla dzieci?
Cukierkowa Barbie, żyjąca w Barbielandzie przeżywa kryzys emocjonalny. Pewnego dnia “zaczyna się psuć”. Ma nieświeży oddech, na udach pojawia się cellulit, jej stopy stają się płaskie (o zgrozo!), nachodzą ją myśli o śmierci. W związku z tym zmuszona jest udać się do świata rzeczywistego i zobaczyć, jakie problemy ma osoba, która się nią bawi. Niestety, w podróży dołącza do niej Ken, sprawca późniejszego zamieszania w Barbie Landzie. Na miejscu dowiaduje się o patriarchacie i rozpoczyna w Barbie Landzie zmiany – zamiast królestwa kobiet chce wprowadzić Kenstwo. I to jest w zasadzie fabuła tego filmu. Ba, jest nawet scena bitwy Kenów 🙂
To nie taka sobie naiwna bajeczka, ale przesłanie feministyczne, mówiące o tym, że każda kobieta może w życiu być tym, kim chce. I o tym, że Barbie wcale nie potrzebuje Kena, aby zaistnieć. Pamiętajmy o tym, że : “Jest Barbie i Ken. Nie sam Ken. Ken bez Barbie praktycznie nie istnieje”. To film poniekąd sentymentalny, dla wszystkich dla których lalka Barbie była synonimem bogactwa i powiewem luksusu z Zachodu. Niejedna z nas była na tym wychowana. Tłum lalek Barbie i na ogół tylko jeden Ken. Piętrowy domek, różowe auto, szafa z licznymi strojami i dylematy w co się ubrać. Czyli właściwie zero realnych zmartwień. To była kwintesencja życia Barbie o nienagannej urodzie. Tu reżyserka wbiła poniekąd kij w mrowisko i postanowiła zburzyć nieco sielankę – Barbie dotknął kryzys emocjonalny i zaczęły nachodzić rozmaite wątpliwości. Pławienie się w różu i luksusie przestało być jej jedynym sensem życia, a układanie choreografii tanecznej na domówce jedynym zmartwieniem. Greta Gerwig postanowiła zderzyć kultową lalkę z rzeczywistością. To trochę przypomina Dynastię, odcinek z like’ami z serii Black Mirror lub serial Brigerton, który również spotkał się z uznaniem, mimo swojej zamierzonej cukierkowatości.
Barbie – film bije rekordy
W weekend premiery film “Barbie” już zarobił w samych Stanach Zjednoczonych 155 mln dolarów. Niemal o połowę więcej niż “Oppenheimer” (80 mln dolarów) puszczonym w tym samym czasie. Wyreżyserowana przez kobietę “Barbie” pokonała tym samym “Mario Brosa” (146 mln dolarów). Na czym polegał sukces “Barbie”? Otóż fabuła filmu i obsada była trzymana niemal do samego końca w absolutnej tajemnicy. Wszystko “wylało się” nagle przed oficjalną premierą 21 lipca. Media społecznościowe niemal w całości zostały pokryte różem i zwiastunami filmu. Piosenka w wykonaniu Ryana Goslinga “I am just Ken” podbiła serca obserwatorów. Potem zdjęcia celebrytów i infuencerów z przedpremier w różowych pudełkach, imitujących opakowania na kultową lalkę. Ba, powstała też apka, która może na Barbie przerobić niemal każdego, kto wgra do niej swoje zdjęcie. Miałam wrażenie, że Barbi jest dosłownie wszędzie. Barbie i jej przyjaciółki, podobna komitywa kobiet jak w serialu Pracujące mamy.
Barbie – wrażenia z filmu
Film jest może z założenia dla dorosłych, ale nie z tego powodu, że nie nadaje się dla dzieci. Dzieci mogą się na nim momentami, po prostu, nudzić. Fabuła nie jest skomplikowana, ale duży plus za to, że jest to film prokobiecy. Przekaz jest prosty – po pierwsze, Barbie nie potrzebuje Kena, aby być szczęśliwą. Może sięgać po swoje marzenia bez mężczyzny u boku. Ken nie jest zbyt mądry, dlatego też wcale go nie szkoda, kiedy Barbie daje mu przysłowiowego “kosza”. Koszulka “I am Kenenough” budzi jednak sympatię u bohatera.
Po drugie, niekoniecznie założenia, które przeświecały Ruth, wynalazczyni Barbie, sprawdzają się we współczesnym świecie. Stąd cały kryzys Barbie i tony wylanych łez. Ale jednak Barbie łączy pokolenia, pomaga naprawić relacje matki i zbuntowanej nastolatki.
Czy warto obejrzeć? Zawsze warto. Nie jest to może coś, co zapadnie długo w pamięć, ale jest to przyjemna komedia. Na seansie, którym byłam kino nadal pękało w szwach, a słychać było, że bawili się dobrze także mężczyźni. Warto chociażby dla pięknej Margot Robbie, narracji Helen Mirren ale przede wszystkim dla śpiewającego i tańczącego Ryana Goslinga. Aktor wszechstronny – idealny do roli Kena.