“Bridgerton” – serial, który na początku mnie zaciekawił, potem nieco znużył, ale ostatecznie zauroczył i pozostawił cały wachlarz miłych myśli. Blogosfera aż huczała od serialu, w którym Netflix użył oznaczenia “seks” i “przemoc seksualna”. Jedni polecali, drudzy twierdzili, że nuda. Co do jednego byli zgodni, podobno od 5 odcinka dzieją się w tym serialu naprawdę seksi rzeczy. Oto jak wierzyć temu, co przeczytaliśmy w necie.
Ród Bridgertonów, czyli coś miłego dla oka w Nowy Roku
“Bridgerton” to serial kostiumowy (polskie tłumaczenie Bridgertonowie), którego twórcami są ci sami ludzie, którzy wyprodukowali serial “Chirurdzy”. Jedno jest pewne – Brigerton pojawił się na Netflixie w doskonałym czasie. W okresie świątecznym, kiedy to nadszedł Nowy Rok, a z nim ochota na jakąś odmianę i rozrywkę. Udręczeni pandemią i wszelkimi absurdalnymi kwarantannami narodowymi siedzieliśmy w czterech ścianach, złaknieni malowniczych widoków i dalekich podróży, chociażby historycznych.
A w “Bridgeton” jest tak cukierkowo! Kolorowo i słodko. Problemów jakichś większych właściwie nie ma (nie ukrywajmy, te problemy, na które bohaterzy napotykają w serialu, to nie problemy). Największym zmartwieniem panienek jest dobrze wydać się za mąż, no i śledzenie do woli rozmaitych intryg. A tych intryg jest sporo, bowiem ród Bridgertonów liczy sobie aż ośmioro rodzeństwa. Czego chcieć więcejw ten ponury czas?
Jeśli chodzi o fabułę to nie jest ona najważniejsza. Najważniejsze, że serial ogląda się z przyjemnością i bez pośpiechu. To taka godzina slow emotion i slow life. Akcja filmu toczy się niespiesznie i odcinki wcale nie mijają jakoś wybitnie szybko. No i nie ukrywajmy, większość kobiet serial ogląda tylko dla postaci hrabiego Hastingsa. Przynajmniej, jeśli chodzi o mnie, to właśnie jego magnetyzująca postać najbardziej trzymała przed ekranem.
Ot, w skrócie młodziutka i niedoświadczona, ale pochodząca z dobrego rodu, Daphne Bridgerton musi znaleźć sobie męża i od pierwszego odcinka właściwie wiadomo, kto tym mężem będzie. Niedostępny i uparty, ale niesamowicie męski i przystojny książe Hastings – Simon Basset. To prawdziwy Harlequin! Nie zrozumcie mnie źle, ja akurat uwielbiałam Harlequiny, jak tylko weszły do Polski. Potrafiłam pochłonąć ich olbrzymie ilości – nawet zapisałam się do biblioteki, aby móc je wypożyczać. Ale, byłam za młoda na literaturę 18+ :). No i czy mnie to zniechęciło? Bynajmniej nie. Zapisałam mamę, aby móc pożyczać do woli tego typu literaturę na jej karte. Bo czemu odmawiać sobie czystej przyjemności?
Brigerton – sam seks od 5 odcinka?
Dla tych, którzy oczekiwali “momentów” i pikanterii, odcinki przedstawiające miesiąc miodowy Daphne i Simona mogą być nieco rozczarowujące. To oczywiście dobry marketing, ale jakiekolwiek sceny miłosne są dalekie nawet od soft porno. Ale taka jest magia tego serialu. Przedstawiony w serialu seks jest przede wszystkim zmysłowy i taki bardzo harlequinowy. To nie “Twarze Greya”, ani nie “Gra o tron” to coś absolutnie innego. Naiwne, ale nie głupie – dla mnie akceptowalne i dość urocze. Choć oczywiście natrafiłam na dyskusję, czy takie aranżowane związki i śluby z małoletnimi to gwałt. Ale czasem naprawdę nie trzeba wiele, aby rozpętać “gównoburzę” w tych delikatnych kwestiach.
Brigerton – wątki feministyczne
Główna bohaterka Daphne (Phoebe Dynevor) sama chce decydować o sobie i choć jest podporządkowana konwenansom i marzy o gromadce dzieci i mężu, to często głośno wyraża swoje zdanie. Eloise jej siostra wyraźnie głosi wszem i wobec, że ona chce od życia czegoś więcej niż bycie żoną “chcę latać!”, uczyć się, być niezależną i zarabiać własne pieniądze. Najbardziej nieszczęśliwa jest, kiedy musi założyć gorsetową suknię i iść na bal.
Ale prawdziwą femninistką dla mnie jest matka ośmiorga Brigertonów, która pozwala dziewczynie na to co najważniejsze – na wyjście za mąż z miłości. To jest dopiero nowoczesne i niepopularne podejście! Sama ją nawet zniechęca do dużo bogatszych adoratorów. I gdzie w tym rozsądek? Ogólnie, w filmie jest kilka kobiet, które wiedzą czego chcą i są silne. Nie ulegają presji otoczenia. Dla nich warto serial obejrzeć.

PHOEBE DYNEVOR as DAPHNE BRIDGERTON, RUBY BARKER as MARINA THOMPSON, HARRIET CAINS as PHILLIPA FEATHERINGTON, BESSIE CARTER as PRUDENCE FEATHERINGTON and POLLY WALKER as PORTIA FEATHERINGTON
Bridgerton – “Plotkara” w dworskim stylu?
Serial okrzyknięto dworską wersją “Gossip Girl”. Tak też ułożona jest narracja. Anonimowa kobieta znajduje się w centrum wydarzeń i opisuje w rubryce plotkarskiej wszystkie hot newsy z londyńskiej socjety. Raz po raz ujawnia wszystkie dworskie skandale. Nikt nie zna jej tożsamości, a sama królowa ją ściga i chce nawet pojmać. Nie jednej osobie bowiem złamała życie! W ostatnim odcinku, poznajemy kim jest słynna plotkara. Czyżby reżyserzy nie planowali drugiego sezonu? Muszę przyznać, że postać Lady Whistledown po zdemaskowaniu (Plotkary) nie przekonała mnie jakoś, choć samą bohaterkę cenię sobie bardzo.
Serial “Bridgerton” oglądałam z przyjemnością, ale też bez większych oczekiwań. To taka bajka dla dorosłych, ktorzy chcieliby wyruszyć w podróż do Londynu czasów regencji. Te pałace, zamki, piękne bale i suknie (tu prawdzimy misz masz stylowy) – chwila dla relaksu. Dla tych, którzy woleliby współczesny Londyn lub łakną realizmu polecałabym raczej “Bodyguarda” albo “Peaky Blinders”.

3 odpowiedzi do “Bridgerton, czyli Harlequin na dobry relaks”