Nie patrz w górę – a co to takiego? Ni to komedia, ni to film katastroficzny, w reżyserii Adama McKaya. Określiłabym go mianem mało subtelnej satyry na współczesność, która idealnie wpisuje się w nasze realia. Ileż to dyskusji wywiązało się na jego temat! Przeraża, momentami bawi, choć bywa i “grubo ciosany”, ale dobrze, że daje do myślenia. Właściwie wszystko w tym filmie jest nam bliskie (o zgrozo!). Social media, foliarze, facet z wizją i pieniędzmi, który jest odrealniony, antykometowcy i zerowa wiara w naukę, plus głupawy prezydent.
Nie patrz w górę – petarda na święta
Dla mnie to film, który urzeka obsadą. Leonardo di Caprio, Cate Blanchett, Jennifer Lawrence, Meryl Streep – nic, tylko oglądać i upajać się ich kreacjami. Bo absolutnie wszyscy wcielili się bezbłędnie w swoje role. Oglądamy te 2h satyry na rzeczywistość i nie wiadomo, czy powinniśmy się śmiać, czy być zirytowani, że doprowadziliśmy do tego typu sytuacji. Bo to trochę o nas. O naszych czasach i tym, co dla większości ważne. Nasze wybory i sposób postępowania poniekąd może doprowadzić do tego typu sytuacji. No, ale takim językiem widać musi przemawiać satyra. Tak wysoki poziom absurdu jest w tym przypadku wybaczalny. Pozycja filmowa, która spodoba się fanom seriali typu: Czarne lustro ,Clickbait lub Squid game.

Don’t look up
Bardzo miło się go ogląda i jest to dobrze skontruowany film na czas między świętami a sylwestrem.
Nie patrz w górę – o czym jest? Trzeba przyznać, że fabuła jest dość sprawnie skonstruowana. Właściwie to jedno wielkie uproszczenie. Wielka kometa zbliża się w kierunku Ziemi i jeśli NASA jej nie powstrzyma, to skończy się to zagładą ludzkości. Dwójka astronomów – Jennifer Lawrence i Leonardo di Caprio rozpoczynają szturm na media, aby ostrzec ludzkość przed zagładą. Niestety, wychodzi na to, że tak naprawdę nikogo to nie obchodzi. Naukowcy w telewizji śniadaniowej nie są w stanie zwrócić na siebie uwagi i przyćmiewają ich newsy typu zdrady oraz oświadczyny chłopaka gwiazdy pop (zagranej bardzo dobrze przez Arianę Grandę). W telewizji i internecie ma być zabawnie i lifestylowo. Cate Blanchett z licówkami i nienaganną fryzurą oraz make upem o to dba. Na nic innego miejsca nie ma. No może przestrzeń na memy, które trafiają do każdego szybko i sprawnie.
Pani prezydent nic nie interesuje za wyjątkiem jej życia osobistego i afer z wyciekiem jej zdjęć intymnych. Nie ma ona prawa głosu, gdyż jest marionetką w rękach biznesmena (prezesa firmy Bash), który finansuje jej kampanię. Żyje sobie niczym chorągiewka, beztrosko zafiksowana życiu tu i teraz, tuszowaniu afer i skokach w rankingach popularności. Jej syn Jason (Jonah Hill), obsadzony w roli jej doradcy również nie grzeszy inteligencją.



Nie patrz w górę – zakończenie
Supermena brak. Nie ma bohatera, który uratuje świat w ostatniej chwili. Jedynie co astronauci mogą, to zrobić krótkie podsumowanie tego, za co są wdzięczni. Okazuje się, że zarówno oni, jak i ich rodziny mieli sporo powodów do radości. Warto też wytrzymać do końca napisów – czekają tam na wytrwałych dwa całkiem zabawne epilogi i całkiem energetyzująca ścieżka dźwiękowa.