“Jojo Rabbit” Taiki Waititiego to film, którego byłam bardzo ciekawa. I w sumie muszę powiedzieć, że podobał mi się przede wszystkim dlatego, że pozostawia w widzu emocje jeszcze na długo po seansie.
“Jojo Rabbit” komedia o Żydach i naziźmie?
Oczywiście, że nie nazwałabym filmu komedią. Ale i owszem, można się umiechnąć bo film w sposób inteligentny obnaża absurdy nazistowskiego rozumowania. To trochę jakby ta cała komediowa otoczka wzmagała antywojenny charakter całej opowieści. Humor tak naprawdę posłużył uwypukleniu dramatu bohaterów. A wszystko to podszyte pewnym niepokojem. Przez cały film towarzyszyło mi uczucie zaniepokojenia, że zaraz się coś niedobrego może wydarzyć, bo tak naprawdę to były straszne czasy i wcale nie wyglądało to tak cukierkowo. Ale zamysł był całkiem dobry. Reżyser pokazał, że ma dystans do samego siebie, bo choć ma korzenie żydowskie (dlatego on mógł nakręcić film i takiej tematyce w konwencji komediowej) to jeszcze siebie samego obsadził w roli Hitlera (wyimaginowanego przyjaciela-doradcy chłopca szkolonego w duchu Hitlerjugend).
To tak jakby stanąć z boku i poobserwować jakie to wszystko było groteskowe. “Jojo Rabbit” to film tego samego reżysera, który nakręcił nieco fantastyczny serial dla młodzieży “Thor: Ragnarok“. Można się na filmie i ubawić do łez i spłakać ze wzruszenia. Prawdziwa huśtawka emocji.
“Jojo Rabbit” – co za obsada!
Postać głównego bohatera Johanessa była naprawdę urocza i nie ma wątpliwości, że chłopiec (Roman Griffin Davis) spisał się na medal. Film rozpoczyna się sceną w której zaaferowany 10-letni Johaness patrzy w lustro i bacznie przygląda się swojemu odbiciu w charakterystycznym wojskowym mundurze. Za moment rozpoczyna swoją edukację w Hitlerjugend i jest tym faktem niesamowicie przejęty. To jest dla niego tak ważne, że wyobraża sobie że jest przyjacielem samego Führera.
No a reszta obsady? Uwielbiam Scarlett Johansson oraz Sama Rockwella! Obejrzałam ten film w dużej mierze ze względu na nich. Scarlett w roli matki chłopca, kobiety szlachetnej i bardzo dobrej, która w swoim domu ukrywa żydowską dziewczynkę. Jednocześnie to pomysłowa, roztańczona i bardzo modna kobieta. Jej buty (z różnych powodów) zapamiętam na długo, ale nie będę zdradzała dlaczego. Kto obejrzy film, będzie wiedział. A Sam Rockwell w roli generała szkolącego chłopców wHitlerjugend, który jednocześnie nie kryje się zbytnio ze swoją homoseksualnością… to naprawdę dobre role.
“Jojo Rabbit” – czy ludzie rodzą się źli?
Miłość młodocianego nazisty Johanessa do nastoletniej Elsy (żydowskiej dziewczynki) w pierwszej chwili wydawałaby się niemożliwa. Jak to? Przecież wszystko ich dzieli. Johaness przecież jest uczony że Żydzi mają rogi, zjadają swoje dzieci i wpajane mu są od małego jakieś dziwne absurdy. A jednak chłopiec się nią zauroczył. Film za pomocą humoru pokazuje mechanizmy manipulacji dziećmi. Przekonujemy się, że 10-letni chłopcy są bardzo poddatni na ideologię i łatwo ulegają różnorakim, nawet skrajnym fascynacjom. W filmie padają już wielokrotnie cytowane słowa, które są kwintesencją filmu:
Johaness: Jestem nazistą. Myślisz, że dlaczego tak lubię swastykę?
Elsa: Myślę, że jesteś dziesięcioletnim chłopcem, który lubi swastykę i bardzo chciłby należeć do jakiegoś klubu.
To w jakich czasach dorastamy i jakie jest nasze otoczenie społeczne ma naprawdę ogromny wpływ na nas. A jednak Johaness nie jest złym chłopcem. Wręcz przeciwnie, jest dość prostolinijny. Jego wszystkie przekonania zostają poddane próbie, w momencie znalezienie kryjówki Elsy. Patrzymy jak z czasem rodzi się w nim empatia i współczucie. Film dostarcza widzowi naprawdę sporo wzruszeń, nie szczędzi scen w których chce się śmiać i płakać na przemian.
Piękny, wielowarstwowy, zabawny i błyskotliwy – czego chcieć więcej. Widziałam na wielkim ekranie w OHKINO we Wrocławiu i wyszłam cała we łzach. Zdjęcia, scenariusz, kreacje aktorskie – tu wszystko gra.