“Ragnarok” (recenzja) – dlaczego po niego sięgnęłam? Raz, że był nowością na Netflixie. Dwa, że to film duński, zatem można spodziewać się czegoś bardziej oryginalnego niż sztampowe amerykańskie produkcje. Czy się zawiodłam? Niestety, w dużej mierze tak.
Młody Thor przybywa do wioski
“Ragnarok” (recenzja) to taki trochę ekothiller – są wątki dbałości o środowisko, podejrzane wycieki i jest zabójstwo. Na miasteczko Ebba wkrótce spadnie katastrofa ekologiczna. Jedyna, która dostrzega skalę problemu to nastoletnia Isolda, reszta mieszkańców to zagrożenie bagatelizuje. Za wszystkim stoją właściciele jedynego w miasteczku, dobrze prosperującego, zakładu metalurgicznego w mieście – od początku wiadomo, że to oni zanieczyszczają wodę metalami ciężkimi i podtruwają mieszkańców. A że jednocześnie piastują najwyższe stanowiska w małej społeczności, to mogą umiejętnie ten fakt zatuszować. Dlatego też, bezkarnie robią wszystko, aby prawda nie wyszła na jaw. Wszak rzecz się toczy o dużą stawkę – jak to w tego typu filmach bywa.
Jedna rodzina zagraża całemu miasteczku – ale na szczęście przybywa Magne, w którego ciele zamieszkał duch mitycznego Thora. On ma jedno zadanie – zaprowadzić w miasteczku ład i porządek. Przynajmniej tego oczekujemy przez cały pierwszy sezon. Takie reżyser daje nam przesłanki oraz sygnały.
Fantastyka i mitologia nordycka
Niby wszystko jest, ale jakoś mam wrażenie, że można by lepiej to ująć, bo tak właściwie to wątki nie trzymają się kupy. A przecież są starcia olbrzymów z bogami, rogi z miodem pitnym i hełmy wikingów. Nieśmiertelność, nadludzkie moce i latające młoty. Ale jakoś tak mało spektakularnie. Niby się coś dzieje, ale więcej jest oczekiwania na jakieś widowiskowe zdarzenie niż całej akcji. Jeśli spodziwewamy się czegoś w rodzaju “Wiedźmina” to nie jest to ten gatunek filmowy.
Właściwie to często zawiewa nudą, kiedy bohaterowie się biją i biją, a śladów brak. Kiedy bohater wpada pod koła wielkiego tira i wychodzi z tego bez szwanku. Moim zdaniem bazowanie na mitologii to dobry trop, ale też i niewykorzystany potencjał. Zamiast się trzymać wątków z mitologii, to reżyser bardziej postawił na teendramę, czyli serial dla nastolatków. Isolda, Saxa, Fjor, Gry, Laurits i Magne to uczniowie jedynego w Ebbie liceum. Młodzi, nowocześni i ze smartfonami w dłoniach. Urządzają imprezy, skakają na paralotni, ale przede wszystkim miotają się w uczuciach i dorastają. W obliczu pierwszych miłości i perypetii sercowych bohaterów, wątki fantasy schodzą na drugi plan. Ale bohaterowie są jacyś tacy niewyraźni. Rozdygotani, niezdecydowani, mało wyraziści.
To samo jeśli chodzi o głównego bohatera – Magne. To nastolatek z dyslekcją. Zagubiony, niedostosowany i karany za szczerość. Zrobienie z niego pod koniec schizofrenika to już lekka przesada. Trochę taki bez charyzmy i pozbawiony życiowego sprytu, jedynie poczciwy i duży. Cały sezon Ragnaroka przeminął, a tymczasem bohater, ani nie ocalił świata, ani się nawet na dobre nie przebudził. Dostaliśmy jedynie zalążek czegoś, co miałoby szansę być dobre.
Ragnarok recenzja – co mi się nie podobało
W serialu można znaleźć sporo nieścisłości. Irytuje nieporadność głównego bohatera. Magne przyznaje się matce, że opublikuje obraźliwy artykuł szkalujący jej pracodawcę, ona na niego donosi i bohater ląduje u lekarza psychiatry. Biega do lodowca ze smartfonem i widzi ogromną ilość beczek ze szkodliwymi substancjami. Kiedy pojawia się za dania z policją, beczek nie ma… Dlaczego nie zrobił zdjęcia telefonem? Trochę to razi, bo jest infantylne. Podobnie, jak większość dialogów poruszających wątki problemów ekologicznych. Choć trzeba przyznać wielki plus za propagowanie proekologicznych zachowań wśród młodzieży.
Być może miałam zbyt wielkie oczekiwania po szwedzkim filmie o nastolatkach “Ruchome piaski”. Bo Ragnaroka obejrzałam do końca i dla mnie to jakby pilot – zalążek tego, co mogłoby się zadziać. Pozostał niedosyt.
5 odpowiedzi do ““Ragnarok”, czyli narodziny Thora. Recenzja”