“Self made” Netflixa. Niepozorny miniserial o ciemnoskórej praczce, która totalnie zmieniła swoje mizerne życie i zrobiła karierę na produkcji maści na porost włosów. Udało jej się i została pierwszą czarnoskórą milionerką w historii. “Self made” powstał w oparciu i życie Madame C.J. Walker. Czy warto poświęcić wieczór na obejrzenie tej produkcji?
“Self made” recenzja – serial, który wciąga
Self made RECENZJA. To nie jest film wybitny, ale jakoś “siedzi” w człowieku po obejrzeniu. Nie jest też to produkcja bogata w oszałamiające efekty specjalne, ani też jakaś z gwiazdorską obsadą. Fabuła też nie jest jakaś odrywcza, a wręcz przeciwnie – łatwa do przewidzenia. Mimo tego, trzeba przyznać, że serial wciąga. Wciąga na przekór wszystkiemu. Tak jak cała historia Madame C.J. Walker, która została milionerką na przekór wszystkim i wszystkiemu.

Wciąga mimo braku wartkiej akcji, oryginalnej fabuły i pięknej głównej bohaterki. Ale serial ma wszystko co potrzeba. Ambicję, cel do którego bohaterka dąży, problemy z konkurencją i dyskryminacją. Oczywiście, jak w porządnym serialu sukcesy zawodowe nie idą w parze ze szczęściem w życiu prywatnym. Dlatego nie brakuje też złamanych serc i zdrad. Ale wszystko to jest takie magnetyczne. Madame C.J. Walker idzie jak burza. Wiadomo, że zgodnie ze schematem – na początku trudności, co rusz to kłody pod nogi, niespełnione obietnice, ale w końcu cel zostaje osiągnięty. Bo tak wynika z biografii. Ja lubię tego typu fabuły, bo to mi oszczędza stresu – “uda się, czy nie uda”.
“Self made” serial z mocną rolą kobiecą
W roli głównej Octavia Spencer, którą kojarzę głównie z filmu “Służące”. Aktorka, mimo że nie jest szablonową pięknością ma w sobie magnetyzm i bardzo dobrze gra właściwie każdą rolę. Nie trzeba zdradzać fabuły (tu zawsze można sobie doczytać jak to było), ale serial warto obejrzeć. Dla tych emocji, które film ze sobą niesie.
Specjaliści od marketingu też wyniosą coś dla siebie. “Self made” działa bowiem motywująco na kobiece biznesy, i pokazuje w dobry sposób jak się buduje własną markę i dlaczego warto nie zrażać się “w połowie drogi”. No i jak ważna jest historia (true story) i cała otoczka do produktu (dzisiejszy story telling). Sam produkt jest jakby najmniej istotny w tym wszystkim – ma być dobry, oczywiście jak wiele innych na rynku, ale ta otoczka, usługa i wyobrażenie o nowej “ja” gra nadrzędną rolę. Dokładnie tak samo jak dziś.
Poza tym warto obejrzeć serial dla roli kobiecych. Zarówno Madame, córka i konkurentka Abby są dobrze skonsturowanymi postaciami. Madame C.J. Walker całe szczęście nie jest tekturową postacią i dlatego dobrze się ją ogląda. Fajnie zbudowana została także postać jej córki z magnetyzującym niskim głosem.
To film biograficzny, podobnie jak Aleksander McQueen od zera do milonera, zatem to przyjemna pozycja na wieczorową porę. Nie tylko dla kobiet.
3 odpowiedzi do ““Self made” miniserial Netflixa recenzja – ależ to jest dobre!”